Zmiany życiowe i czapka w drzewka.

Witam wszystkich po długaaaaśnej przerwie! 🙂

Nawet boję się sprawdzać, ile czasu minęło od czasu napisania ostatniego posta. Prawda jest taka, że przez ostatnie miesiące nie miałam czasu ani pisać, ani tworzyć czegokolwiek, o czym pisać byłoby warto. Jest to nierozłącznie związane z tym, że rok 2017 jest absolutnie szalony. Praca (zwana również doktoratem lub złem wcielonym) przybrała jakieś absurdalne tempo. Publikowanie wyników, eksperymenty, żeby więcej wyników wyprdukować, i trzy konferencje żeby te wyniki pokazać na żywca. Dochodziło do tego, że trzy dni dni po powrocie z tygodniowej konferencji w USA wsiadałam w samolot do Japonii, na kolejną kilkudniową konferencję. Punkt kulminacyjny nastąpił w lecie, kiedy pisałam książkę pod tytułem “PhD thesis”, czyli rozprawa doktorska (czy jak to się po polsku nazywa). No i nie dość, że trzeba było to napisać w półtorej miesiąca, to jeszcze trzeba było to później obronić. I kiedy tu dziergać czy robić cokolwiek innego, pożytecznego?! Na osłodę, na okładce mojego doktoratu figurują wielkie, wtdziergane przeze mnie modele chromosomów i jądra komórkowego z poplątanej włóczki, a na końcu suplementów znajduje się wzór dziergania tychże chromosomów 😉 Na szczęście pod koniec października udało mi się “wywalczyć” tytuł doktora biologii molekularnej i po jakichś dziesięciu latach przestać być w końcu studentką 😉 Teraz, jako wolny człowiek staram się ogarnąć nieco. Znów mogę jeść i spać, no i powoli wracam do dziergania 😉 Głównie są to bezmyślne skarpety, ale o nich będzie innym razem! Wraz z odzyskaniem kilku minut dziennie na dzierganie, pozbyłam się ostatnio ponad kilogram moich włóczek. Zakończenie doktoratu oznacza dla mnie jeszcze jedną rzecz – przeprowadzkę do innego kraju. Żeby owa przeprowadzka przebiegła w sposób mało problemowy, muszę pozbyć się część dobytku. Tyczyło się to również mojego stashu włóczkowego. Dlatego moje zapasy z Włoczek Warmii i parę innych pojechało już do nowych domów 🙂 Mam jeszcze kilka ciekawych motków na polskiej grupie na Ravelry, jakby coś był zainetersowany 😉 Eh, zmiany, zmiany 🙂

Okej, wracając do dziergania! Jednym z ostatnich niepokazywanych na blogów udziergów jest czapka. Wszystkie dziergane przeze mnie czapki są z włóczki grubości worsted albo aran, więc raczej grubaśne. Naszła mnie ochota na jakąś cieńszą dzianinę. Wydłubałam z zapasów Trochę Filcolany Arwetty w kolorach beżowym i szarym, a także motek cudnego ręcznie farbowanego KolorLove z MagicLoop w kolorze Szczypta kurkumy. Wzór, który mnie zauroczył to Deep Woods Toque. Nigdy co prawda nie próbowałam techniki color work, ale stwierdziałam, że jak to z wszystkim w dzierganiu – obejrzę ze dwa tutoriale na jutubie i się nauczę, żaden problem. Chciałabym być tak pewna siebie w innych dziedzinach życia 😛 Dziergałam trzymając szarą nitkę zwyczajnie dla mnie, w lewej ręce, a żółtą nitkę w prawej, po angielsku. Po jakimś czasie zaczęło jakoś to iść, ale trzymanie napięcia włóczki przy angielskim stylu to wciąż dla mnie czarna magia.

Niestety, przy pierwszym podejściu zrobiłam dwa duże błędy. Po pierwsze, użyłam o rozmiar mniejszych drutów (2.25mm zamiast 2.75), bo stwierdziłam, że mam małą głowę i wiecznie zbyt lużne czapki, a ludzie w swoich projetkach narzekali, że muszą zmniejszac ilośc oczek, bo ściagach jest zbyt luźny przy 2.75. Jakiś cudem, czapka wyszła przyciasna, nawet na moją mikrogłowę. Dodatkowo, mały ściagacz ściągał mi dodatkowo oczka z moijego colorworku. Co gorsza, zrobiłam jeszcze jeden błąd. W schemacie drzewek trzeba łapać kontrastową nitkę z tyłu koloru głównego, tworząc zaczepienie nitki, by nie była kilometrowa (floats). I tak właśnie robiłam, tylko że zawsze łapałam nitki w tym samych miejscach w schemacie, powiedzmy przykładowo, że zawsze było to oczo 1 i 7 ze schamatu. Wskutek tego doszłam do połowy czapki i moja pozaczepiana z tyłu nitka ściagała dość mocno tworząc bardzo wyraźne pionowe linie i silne pofalowanie czapki. W trakcie szperania po internetach, czy to normalne i się później zblokuje, znalazłam informację, że nie należy łapać floatów w tych samych miejscach, tak jak to zrobiłam, bo się takie właśnie artefakty robią 😛 Błąd początkującego, eh… Sprułam się połowę czapki i zaczęłam od nowa. Poprawiłam ściągacz (druty 2.75mm tym razem) i wprowadziłam nieco chaosu do pozycji łapania nitek i wyszło o wiele lepiej! W końcu mama czapkę, która pasuje i jest doś cienka! Bardzo spodobał się nie wzór w drzewka. Wiem, że na wełnie superwash z merynosa colorwork nie wychodzi tak ładnie jak na bardziej gryzącej, surowej wełnie, ale i tak efekt mega mi się podoba 🙂 Na pewno za jakiś czas spróbuję kolejnego projektu zawierającego żakardowe elementy.Do czapki dołożyłam szary pompon ze sztucznego futra. Chciałam brązowo-kremowy, ale cóż… Nie miałam skąd do dorwać w tak krótkim czasie, miałam w domu jedynie szary, a czapka jest mi potrzebna już w tym tygodniu, bo lecę do Polski. Pompon przyszyłam tak, że mogę go łatwo usunąć i zamienić na inny, więc nic straconego, na razie chyba ujdzie 😉

Dobra, po całej powyższej epopei… poniżej są zdjecia gotowego produktu 😀 Pamiętałam nawet o zdjęciu czapki na lewej stronie, by pochwalić się floatami 😉 Zdjęcie na ludziu jest niestety mało profesjonalnym selfie (nawet nie mam specjalnego patyka!), jako że mój fotograf pojechał sobie na długo. Nie żeby reszta zdjęć była profesjonalna, ale chciaż moja lustrzanka jest lepsza niż mój Huawei 😉

DSC_0537.jpgDSC_0536.jpgDSC_0553.jpgDSC_0557.jpg20171101_insta1.jpg

W kolejnym poście mam dla Was coś z zupełnie innej baczki – napiszę kilka słów o moich ulubionych kosmetykach z polskiej firmy Pixie Cosmetics, które notabene czają się w tle powyższych zdęć, taki sneak peak 😉 W piątek wybywam na tydzień do Polski, postaram się wypuścić nowy wpis zaraz po powrocie.

Do zobaczenia, tym razem wkrótce! 🙂

 

2 thoughts on “Zmiany życiowe i czapka w drzewka.

Leave a comment